czwartek, 19 listopada 2015
środa, 11 listopada 2015
Dwie połówki pomarańczy.
I kiedy podczas kolejnej kłótni patrzył na mnie tymi swoimi zielonym oczami pełnymi złości, zastanawiałam się co czuje i co myśli mój chłopak. Z jego oczu dało się wyczytać gniew, ale gdy patrzyłam na niego dalej nie miałam zielonego pojęcia czy bardziej ma ochotę mnie zabić, pomimo, że nigdy nie podniesie i nie podniósł na mnie ręki czy bardziej miał ochotę pocałować moje wargi, które od negatywnych emocji drgały mimowolnie. Z oczu jak zwykle płynęły mi łzy, pal Cię licho, że sprawiam wrażenie osoby w sto procentowej sile psychicznej. Patrzył na mnie, a jak zwykle widziałam ten błysk w jego oczach, który towarzyszył nam przy posiłkach, kłótniach, rozmowach, kochaniu się i tego, który nie odstępował od nas nawet na krok. Zastanawiałam się, czy bardziej go kocham, czy bardziej kocham i co teraz tak naprawdę myślę i mam robić. Z jednej strony miałam wielką ochotę wrócić do domu, walnąć wszystko pod kategorię "mam to w dupie" i zająć się swoim życiem, z drugiej zaś strony czym jest moje życie bez niego? Mrugnęłam kilka razy i powiedziałam o kilka słów za dużo, kap kap, kolejne krople spłynęły na jego kołdrę, która zapewne pachniała mną, a jego oczy prawie nie wybuchnęły. Podszedł do mnie i kazał mi się uspokoić. No tak, akurat teraz - pomyślałam, a on mnie przytulił. Trzymał mnie, a ja chociaż nienawidzę przytulać się w takim momencie miałam nadzieję, że nie przestanie. Zawsze towarzyszy mi ten paradoks. Wyrywałam się, bo tak mam w swojej naturze, ale miałam taką myśl, że on mnie nie puści, że będzie mnie trzymał mocno, nawet jeśli miałoby sprawić mi to wewnętrzne cierpienie. I kiedy nagle wyszedł z pokoju, bo nie zamierzał trzymać mnie na siłę zastanawiałam się co ja robię i czego oczekuje. Wrócił, kiedy stałam odwrócona do okna. Podszedł do mnie i na siłę mnie przytulał. Na moją siłę, on tego chciał. Przytulał mnie, odwrócił do siebie przodem, zarzucił moje ręce na swoją szyję i przytulał. I chociaż ja, pomimo złości, emocji we mnie , pomimo, że miałam ochotę się wyrwać bardziej chciałam tkwić tak w tym uścisku. Znów popatrzyłam na jego oczy i widziałam w nich miłość do mnie. Do nieidealnej dziewczyny, która posiada niewyparzoną mordkę, ale przy okazji najsłodszą i najlepszą właśnie dla niego. Nie umiem trzymać moich emocji w sobie i on już to wie. Tak czy siak, patrzyłam na jego zielone oczy i widziałam w nich miłość, prawdziwą miłość i chciałam tak trwać, nawet do końca życia. Później usłyszałam, że mnie kocha, a trochę później złapał moją rękę i wiedzieliśmy - oboje, że pasujemy do siebie jak dwie połówki pomarańczy.
Kocham go jak nikogo innego, więc cokolwiek będzie się działo, niech tylko będzie i niech kocha mnie taką - taką nieidealną.
Subskrybuj:
Posty (Atom)