poniedziałek, 23 maja 2016

gdy miłość nie jest tragedią, a magią

Wszystko przylega do siebie idealnie, a pomysły których Ci brakowało przychodzą same. Dawno mnie tu nie było, dużo się pozmieniało. Odeszły priorytety, które były kluczowe i pojawiły się nowe. Były przygody, małe i duże. Pojechałam do Lublina. Doszłam do wniosku, że zawsze jest powód dlaczego się coś kończy. Czasami niektóre rzeczy się nie zaczynają, albo zaczynają i szybko kończą. Czasami wracają ludzie po roku i pokazują, że zasługują na drugą szansę i pojawiają się nowi, którzy próbują zasłużyć na pierwszą. Albo znika wszystko, jak gdyby nigdy nic. Pojawia się coś nowego i to perfekcyjny dzień. Nie ma smutku i wszystko jest takie inne i jeszcze tylko kilka dni i jeszcze tylko kilka nocy, a potem pociąg. Podróż nad morze. Powrót za cztery miesiące. Bycie tam, samą. Bieganie przez plaże, samotność doskonała i żądza krwi. Chudnięcie zarabianie i wszystko takie prawdziwe. Zupełnie inaczej niż teraz. Wrócę, odmieniona. Przestane robić rzeczy, które robię. 
Zaliczyłam trip po mieście. Piłyśmy szoty, piwo, paliłyśmy papierosy, jadłyśmy pizze, patrzyłyśmy na ludzi i faceci drapali się po głowie kiedy mnie widzieli (autentyk!)
I poznałam tak wielu ludzi i czuję się sobą. Jestem szczęśliwa.
Ale czegoś mi brak.

A kobiety bije się tak!
SINIAK?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz