Mam dość ciągłości i monotoniczności mojego życia. Myślałam nad tym wczoraj, dzisiaj i już tak nie dam rady. Właściwie dałabym, ale czemu mam udawać we własnym życiu? Kto wie jak długo będę mogła się nim cieszyć? Dlatego mam dość, mam dość tego, że nie jestem sobą. Nie czuje się sobą. Czuje się jakby moja dusza była w obcym ciele, słaba i bezbronna, zagubiona i pozwalająca na decydowanie o jej życiu. Moim życiu. Dlatego tak bardzo mam dość obecnego stanu rzeczy. Chce żyć jak dawniej, kochać jak kocham i żyć. W tej chwili kiepsko żyje. To nie tak, że nie jestem szczęśliwa. Jestem szczęśliwa i zakochana, ale na litość boską nie jestem sobą.
Nie zauważalnie dla osób postronnych jestem dalej tą super dziewczyną, ale to ściema. Moje życie to chwilowo ściema. Mogę stanąć na wysokości zadania jeszcze trzy miliony razy, ale po co mi to, skoro powoli każda z rzeczy jest nie tak? Nie tak jest klatka, w której każdego dnia znajduje się kolejna część mnie. Jakby moje oczy, które mogą patrzeć tylko w jedną stronę, usta które rozmawiają tylko z rodziną. Uszy, które słyszą tylko jeden głos i bezbronność, której nigdy nie miałam. Nie chce tego co mam w chwili obecnej. Nie chce czekać na wiadomość, bo to nienormalne, ona powinna tu być. Bez względu na wszystko. Wskazówka zegara tyka, a czas nie jest odwracalny. Wszystko co robimy teraz ma wpływ na to, kto z nami będzie następnego dnia.