Dni mijają, jakoś.
Humoru nie mam, czasami pośmieje się z żartów znajomych.
Czuje się nadal zajebiście źle.
Choroba, samopoczucie, problemy, nic nie ułatwia.
Ale muszę się uśmiechać.
Bo to co się daje, wraca nazajutrz.
Dzisiaj byłam na urodzinach Uli.
Jak na 8 urodziny to imprezy codziennie przez 6 dni to chyba trochę przegięcie.
Oczywiście był Jasiek.
Zawsze jest.
Jak zawsze się gryźliśmy, jak to my!
Pogadaliśmy tyle co kot napłakał, oczywiście jak zwykle leciały komentarze.
Czy kiedykolwiek nasze rodziny dojdą do tego, że nie zeswatają nas nigdy, bo się sobie nie podobamy?
Ale było spoko.
Odwieźli mnie dziadkowie i siedzę w domu.
A wczoraj?
Wczoraj zrobiłam wielką kąpiel, umalowałam się jak super sztuka
(tzn. podrasowałam się, bo super sztuką jestem!)
i siedziałam w domu.
Umalowana i ubrana jak super sztuka.
(podrasowana)
A jedyne co zrobiłam to poszłam po puzzle do Białej.
Na prezent.
I tak minęła mi sobota.
Ale grałam i gadałam na teamspeaku.
(Jakoś trzeba odciąć się od pierdolonego rozczarowania)
I jakoś idzie.
Musi.
Teraz czekam na gościa, obejrzymy jakiś film i tylko tyle.
I u mnie nic nowego i usłyszysz to nie raz.
Mówią - widzę jak upadasz.
Odpowiadam - to nie ja.
Wiesz, rok mija i mi chyba trochę przykro.
Miałaś być tu ze mną, a nie kurwa wyjść stąd.
[...]
Miał być krok wielki, znam tylko ćpuńskie historie,
Miałaś być tu ze mną, a to kurwa szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz