niedziela, 23 sierpnia 2015

ok, tak, yes.

Już mi lżej. 
Wczoraj pojechałam pod namioty z rodziną, było naprawdę w porządku, chociaż nie mogłam się skupić, bo dalej martwiło mnie to, co przez kilka poprzednich dni. Tak czy siak pojechałam pod namioty i nagle okazało się, że namiot jest tylko jeden i że w siedem osób śpimy właśnie w tym. 
Chciałam uciec. 
Zostałam. Poszliśmy na plażę, dzieciaki popływały, my wypiliśmy piwo i wróciliśmy by zrobić grill. Ale o to powiadam wam, żeby przenośnego grilla jednorazowego nie kupować, bo głód rośnie szybciej niż trwa rozpalenie dobrze owego "podgrzewacza". Myślałam, że zjem surowe mięso. 
I kiedy już tak siedziałam, brzuch był pełny - dostałam wyczekiwaną wiadomość i wszystkie moje smutki poszły w pizdu i jak nie trudno się domyślić - humor mimowolnie, w jednym momencie skoczył do niewyobrażalnej wysokości i oczywiście banan na mordzie i do telefonu. A co będę sobie żałować! W nocy było zimno tudzież poszłyśmy z ciocią spać do samochodu i obudziłam się z tak bardzo obolałymi plecami, że w środę, bo właśnie tego dnia jadę do Lecha - tego dnia będzie miał ręce pełne roboty! 
Wróciłam i siedzę.
A co!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz