Jestem w szpitalu. Dni mijają strasznie wolno. Jedenasta rano to jak piętnasta popołudniu, a osiemnasta jak północ. Leżę, bo co innego mam robić? Mam internet, ale on jakoś nie sprawia zbyt wielkiej radości. Czy siedzenie w pokoju, w budynku, gdzie każdego tygodnia ktoś umiera może być w ogóle radosne? Już nic nie jest takie samo. Czy cokolwiek może być? Każdego dnia co raz mniej myślę o sobie. Czas się ratować. Czuje się strasznie, kiedy widzę małe dzieci płaczące na sali obok i ich matki, zdruzgotane informacjami zawartymi w karcie pacjenta.
Jakoś nie chce już nic. Tylko schudnąć, skończyć szkołę, zacząć studia i pójść do pracy i wynieść się, gdzieś daleko. Żyć dla siebie, na własny rachunek, Daleko od wszystkich i wszystkiego, bo serce rwie mi się do mniejszości. Jakiejś małej subtelnej świadomości. Chciałabym zacząć od zera, jak ludzie, którzy wyjeżdżają za granice. Nie liczy się żadna kartka, żadna informacja o Tobie. Zaczynasz z czystym kontem.
Tylko, czy ja mogę mieć czyste konto?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz