sobota, 12 marca 2016

Gdy gdzieś ...

Szpital to najgorsze miejsce na świecie. Nie dworzec, na którym ludzie się żegnają czy jakiś cmentarz. Szpital, szpital jest najgorszy. Byłam dziś w nim. Szpital dla dorosłych nijak ma się do dziecięcego. Jest stary, rodem z PRL-u, leżą tam śmiertelnie chorzy ludzie, bezdomni i moja mama. 
Cały dzień mam łzy w oczach, życie mi nie ułatwia, ludzie mi dowalają. Przyszłam tam. Moja mama się nie rusza, jest w ciężkim stanie. Nie wstaje w łóżka, cały czas ją monitorują. Drętwieją jej nogi, ma problem z ich poruszaniem, je na leżąco, siku robi do basenu. Chirurg spierdolił sprawę. Naciął jej rdzeń. Wypływa z niej płyn kręgowo-rdzeniowy. Ma za mało płynów i się przydusza i chyba zostało tylko się modlić, żeby ... nawet nie jestem w stanie tego napisać, żeby po prostu... zmniejszona ilość tego płynu powoduje wypływanie mózgu i prowadzi do śmierci. Widząc jej łzy w oczach, rozczochrane włosy. Przez to wszystko nie wiadomo czy lekarz zrobił to co miał zrobić, bo najnormalniej w świecie ratował moją mamę. I kiedy przyszedł do niej jak obudziła się z narkozy powiedział, że idzie zapalić, zdenerwowany tym, że tak bardzo to spierdolił.
A miała już chodzić na własnych nogach. 
I wszystko rujnuje się jak domek z kart, każdy dzień jest co raz gorszy, każdy dzień tworzy coś nowego. I nie ma wsparcia. I nie chce go.
Nienawidzę swojego życia, ale kocham moich przyjaciół.
I pierdole wszystkich, którzy nie są. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz