Poczytałam stare notki. Jestem sfrustrowana. Jakie to było żałosne łkanie. Aż wstyd mi za to co pisałam na temat swojej osoby. O tym co jest smutne, co mi przeszkadza i co jest złe i nie dobre. Byłam żałosna w tych notkach. Jak całkowita - nieja. Ludzie uczą się na własnych błędach, nie widzą wszystkiego i często podupadają. Tylko po co? Czasami wystarczy po prostu zrobić krok w stronę dla siebie, nie dla kogoś. Podkładanie się pod kogoś to marna zagrywka. Udawanie to kolejna zagrywka - jeszcze marniejsza. Zapomniałam jak dobrze wyglądam w uśmiechu. To nie istotna sprawa, cisną brawa, tu już nie ma co naprawiać. Naprawa nie istnieje, są zmiany, to nadal jednak nie jest naprawa. Próbuje znaleźć równowagę, odnalazłam znów siebie. Czuje się wolna. I nie chodzi o status związku. Chodzi o to, że znów oddycham jak ja. Mogę położyć się spać i wstać o 12 nie słuchając tego, że śpię do 12 i to jest wyznacznik mojego braku ogarnięcia, mogę odebrać telefon od kogo chce i odpisać i napisać do kogo chce. Ostatnio jechałam autobusem. siedziałam oparta o szybę. Nagle młody mężczyzna z samochodu ciężarowego obok wyjął pustą kartkę i przyłożył do szyby, a potem zdjął, nabazgrał coś i przyłożył po raz kolejny, pisał - napisz do mnie i numer telefonu. Zaśmiałam się i olałam. Zawsze olewam. Jednak ja dziś nie o tym, dziś wracam do tego, że mogę oddychać. Czuje się jakby znów urosły mi skrzydła i broń boże nie chodzi mi o facetów. Nie, nie umiem z kwiatka na kwiatek. Jestem super dziewczyną, super dupą i wracam do siebie. Odzyskałam wolność wyboru, głosu, czynów, pomysłów. Nie boje się wyjść, nie boje się mówić, nie boje się napisać co myślę i znów widzę w sobie wszystkie swoje prawdziwe cechy, które zostały mi odebrane. Myślę o tym co było dwa lata temu, co się działo i jak było. Pamiętam wszystko. Nie rozumiem tego, po prostu nie umiem powiedzieć dlaczego stałam się kimś innym. Kimś kto nie umie się wypowiedzieć, kimś kto nie chce mówić, po prostu nie wiem. A kiedy kumpel zadzwonił do mnie o 3 rano zapłakany, chociaż nie rozmawialiśmy już kilka miesięcy, a ja darłam na niego mordę i powiedziałam mu co myślę o jego zachowaniu względem jego nowej dziewczyny powiedział mi - "Kurwa Klaudia, nigdy nie poznałem tak życiowo mądrej dziewczyny jaką jesteś Ty"
Albo kiedy odebrałam telefon będąc w szpitalu od kumpla, który powiedział - "Klaudia, ze wszystkich dziewczyn, które poznałem i miałem - jesteś najbardziej dojrzała, a masz w sumie z nich najmniej lat" I wtedy ściska mi się serce z bólu, bo człowiek, któremu je oddałam najmniej mnie doceniał, obrażał mnie, zamykał w klatce, nie ufał mi i nie umiał widzieć we mnie prawdy, cały czas musiałam być gorsza od niego, ale nie jestem. Jestem lepsza.
Ale co tu dużo mówić? Po co wierzyć, że ktoś się zmieni, przestanie być zazdrosnym, zacznie ufać i szanować. Nie dam się nie szanować i zamykać w klatce. Chce być sobą, chociaż przyjaciółka mówiła mi - "Jesteście taką fajną parą, kochacie się, nie zostawiaj tego tak. Dajcie sobie czas, ale nie zrywaj" I zerwałam, bo nigdy jej nie słuchałam w żadnych sprawach, zawsze decydowałam sama o swoim życiu od kiedy skończyłam 12 lat. Jednak istnieją ludzie dla, których jestem tępa, głupia, niedojrzała, gówniara, chora psychicznie i do której mówi się zamknij mordę, ściśnij mordę, zamknij się, nara. O nie.
Nikt, nigdy nie będzie tak mówił, bo nie jestem taka i nie zasługuje na takie traktowanie. Wyzywanie moich przyjaciół. Kpiny. I smutne jest to, że ta osoba nie jest w stanie widzieć, że wszystko spierdoliła. Więc żyj w przekonaniu jaka jestem słaba, zła i jak zniszczyłam wszystko.
Pytasz czy żyję? Dla Ciebie umarłam.
Nie jestem szmatą, nie byłam i nie będę.
Szmatę znajdź wśród swoich.
WSZYSTKO SPIERDOLIŁEŚ, WSZYSTKO.
Nie jestem szmatą, nie byłam i nie będę.
Szmatę znajdź wśród swoich.
WSZYSTKO SPIERDOLIŁEŚ, WSZYSTKO.