Opanowałam kilka miesięcy temu kiedy jeszcze w moim życiu był mój były chłopiec, bo inaczej go z perspektywy czasu nazwać niestety nie można, a właściwie to stety, bo niektórzy nie zasługują nawet na brak szacunku spowodowanym brakiem szacunku...opanowałam skakanie po studzienkach. Zabrzmi to bardzo banalnie, ale skakałam po nich obliczając punkty, które kolejno były dniami. Za zwykłą studzienkę dwa punkty, za klasyczny okrąg jeden, a za żółtą aż trzy. Ślepo wierzyłam, a właściwie wmawiałam sobie, że punkty wymienię na dni spędzone wraz z nim. Wmawiałam sobie, by uciec od miłości, którą darzyłam poprzedniego faceta. Już dziś wiem, że próba stworzenia związku na siłę była kompletną porażką spowodowaną chęcią ucieczki od rzeczywistości i prawdę mówiąc udało mi się na pół roku, lecz nie do końca jestem pewna czy bardziej udało mi się zniszczyć pół roku, czy zyskać jakiś przejaw pozytywu. Jest jedna rzecz, która mnie w pewnym stopniu cieszy, ale jakby nie patrzeć, tylko jedna i reasumując to wszystko, to zaliczyłam porażkę. Uciekałam od mężczyzny wchodząc w ramiona innego. I pomimo, że sądziłam, że jest inaczej, wcale tak nie było. Taka jest prawda. Wszystko działo się tak dziwnie, że mogę powiedzieć kluczowe słowo, które wyraża w tym przypadku naprawdę wiele zdań, słów, wszystkiego - żałuję. Dzisiaj porozmawiałam w pewnym kumplem, z którym kiedyś się przyjaźniłam o jego nowej : "miłości". Dlaczego w cudzysłowie? Otóż dlatego, że Emil zakochany był w dziewczynie, którą znał przy rozpoczęciu związku 6 lat, z którą był dwa lata, pomimo oddzielających ich dwóch tysięcy kilometrów. Bez zapowiedzi przylatywał do Polski i z kwiatkami stawał pod jej drzwiami, a jedyne co mieli to czas, który im przeszkadzał. W końcu zaczęły się kłótnie i brak możliwości rozwiązania sporów twarzą w twarz. Związek się skończył, ale nie miłość. I o to, nagle po bardzo krótkim czasie Emil pakuje się w związek z koleżanką, którą zna długi czas i jak można się domyślić, do tej pory nie robiła na nim zbyt wielkiego wrażenia, skoro przez wszystkie lata nic kompletnie między nimi nie było. Gdzie pojawia się problem? Że tak naprawdę Emil nie chce być z nową dziewczyną, on próbuje uciec, ślepo wierząc, że uda mu się zapomnieć o poprzedniej dziewczynie. Tylko, że tak nic nie działa. W życiu nic nie działa na siłę. Całując nowe usta nie czujesz motylków w brzuchu, smsy pisze się, bo wypada i wszystko jest takie bez sensu. Aż w końcu mówimy sobie, że miłość się pojawiła i tak żyjemy, ale nie ma tu fajerwerków, pokazów gołębi i wszystkich romantycznych duperelek. Prawdę mówiąc, po co zaczynać coś? Co nie ma prawa bytu? Coś, co nie posiada scenariusza? Pewien mój kolega, Daniel, napisał pewną anegdotkę tego jak ludzie zachowują się w związku, a jak po nim i przed nim. Mocno podkreślił, że ludzie wyginają się na każdy sposób by móc powiedzieć, że kogoś mają. Stwierdził, że sztuką bycia ze sobą nie jest kłótnia o składniki na mizerię do obiadu, lecz rzyganie w ten sam sposób i pomimo, że brzmi to dość...okrutnie, taka jest prawda. Może moje słowa brzmią kiepsko, ale kiedy rozmawialiśmy tak z Emilem, bo tutaj wracam do jego historii i mojej także, kiedy tak rozmawialiśmy stwierdził, że taka jest prawda. Że nie ma pojęcia po co to robi. Po prostu jest fajną dziewczyną - stwierdził. Przecież do Ciebie nie pasuje - zaprzeczyłam, a potem po kilku godzinach napisał sam, że mam rację. Że wszystko co powiedziałam na temat jego nowej relacji jest prawdą. I to jest prawda. Ludzie wiją się by z kimś być, by zapomnieć o innych, a to się nigdy nie uda. Bo jak? Czy kiedykolwiek zapomnimy o swojej pierwszej miłości? Pierwszej dziewczynie? Chłopaku? Gdyby każdy był w związku tylko z jedną osobą, to ile par by było na świecie? Sto? Przypomnij sobie pierwszą partnerkę, pierwszego partnera, zapewne był to okres przedszkola lub podstawówki i teraz pomyśl, że spędzasz z tą osobą życie. Niewiarygodne i niemożliwe. Zostawiacie się i już do śmierci zostajecie sami. Dlatego nie warto nic na siłę. Nie warto interesować się byłymi partnerami swoich obecnych partnerów, bo to zazwyczaj zabija zainteresowanie i jakiekolwiek chęci do dalszego budowania czegokolwiek. Ja właśnie tak mam. Patryk był moją odskocznią od poprzedniego partnera. A teraz już wiem, że prawdziwą osobą, która nie jest już odskocznią, jest początkiem, moim małym skarbem jest Lech. Człowiek, którego pomimo krótkiej znajomości, krótkiego stażu naprawdę uwielbiam, do którego mam pewność i mam nadzieję, że szybko nie zobaczycie mojej rozpaczy, bo jak na razie się nie zapowiada. Mam nadzieję, że mam swoje oficjalne szczęście.
Swoje prywatne "prawie" dwa metry Lecha.
04.07.2015 ♥