piątek, 31 lipca 2015

Spadłam z bardzo wysoka, nie widziałam ratunku. Postawiłam dwa kroki w niewłaściwym kierunku.

Niewątpliwe jest to, że niektóre wybory w naszym życiu są wyjątkowo...niezdrowe? a może po prostu są jebnięte. I tak, na pewno takie są. Próbujemy powiedzieć, że to tylko i wyłącznie przypadek i przekręcamy definicje tego słowa tylko po to by nie wyszło przed szereg nasze kłamstwo, które i tak i tak zawsze przed szeregiem staje. Popełniamy błędy wiedząc iż owymi błędami one są. Mówimy, że to już ostatni raz za każdym razem i wierzymy, bo podobno wiara czyni cuda. Ostatni raz od trzech lat - mówi ćpun, który każdego dnia zażywa jeszcze więcej. Dajemy z siebie wszystko dla ludzi, którzy tego nie doceniają i przegapiamy szansę, którą daje nam los. A może właśnie na tym nie polega życie, by grzecznie stać w miejscu. Może właśnie sens jest w tym by ludzie pomagali ludziom? Może szczęście nie jest ukryte w rzeczach, momentach, chwilach i sytuacjach tylko w ludziach, albo co lepsza w nas samych? A może poradzić wam moją receptę na szczęście? Przede wszystkim nie dbam. Nie dbam o większości rzeczy, spraw, sytuacji, które nie są moje lub nie mają ze mną powiązania. Nie dbam o ludzi, którzy nie są dla mnie ważni. Nie dbam o przeszłość, chociaż idzie mi to uporczywie. Cieszę się teraźniejszością i jeden cytat potrafi odmienić moje myślenie, jak :
Potrzebuje miłości i uczuć prawdziwych, lecz wolę nic nie mieć niż mieć coś na niby.
Cytat, który uwolnił mnie od pewnych spraw, bo najważniejsze co mamy to my i żadna tęsknota, żaden płacz i nic, co nie ma większego znaczenia na czas dłuższy, nie ma na nas wpływu, a właściwie nie powinien mieć. I tu pojawia się ten problem większości ludzi, że nie potrafią poradzić sobie z tym co mogą mieć. Uporczywie starają się trzymać tego co mają w rezultacie czego głośno rozlega się dźwięk przegranej rzeczywistości. Nic nie składa się samo, nie rozbrzmiewa aplauz wygranych spraw, pogodzonych kłótni i wielu innych znaczących sytuacji i problemów. Jakże durni są ludzie. A gdyby nagle zmienić nasze myślenie o 180 stopni? Jaki byłby świat gdyby ludzie nagle racjonalnie patrzyli na otaczającą ich aurę, towarzyszących im ludzi, skutki i powody? Jakby było?  





wtorek, 21 lipca 2015

Nie wyobrażam sobie sytuacji

Żyjemy w pośpiechu zupełnie tak jakby codziennie goniło nas stado dzikich wrogich psów, którym z pyska cieknie nieapetyczna ślina, która w rezultacie wszystkiego jest wścieklizną. Ludzie codziennie rywalizują o kawałek mięsa, zwanym szczęściem. Gonią, szarpią i zachowują się tak jak banda dzikich zwierząt. Czy nie wystarczyłoby tylko być sobą? Lepszą częścią siebie? Zdaje sobie sprawę, że teraz aby być kimś znanym trzeba wywoływać wokół siebie szum, nie nosić majtek (zauważyliście, że często używam słowa majtki?) nosić ubrania ze zwierząt lub zakładać na siebie schab, to zabawne, że ludzie naprawdę to robią. Może moje podejście to kwestia tego, że wolę robić niż mówić. Szukałam pracy, znalazłam ją. Pragnęłam szczęścia - odnalazłam je. Byłam głodna, poszłam jeść. Nie podoba mi się moje ciało to chociaż z pomocą wyjątkowego mężczyzny - ćwiczę. Nie potrzebujemy wiele, lecz często wolimy wyskoczyć z zazdrością i nienawiścią, bo ktoś ma coś lepszego, ma więcej pieniędzy, chęci, rąk i w ogóle jest lepszy, bo kto jest najgorszy? W naszym mniemaniu zawsze my i to dość...okrutne? Walczymy z sobą, stoimy przed lustrem i widzimy w swoich oczach tylko załamanie. Przecież depresja to żałosne wmawianie sobie, że życie jest złe. Gardzę ludźmi, którzy próbowali się zabić lub chcą. Gardzę nimi, bo są tchórzami, próbują zwrócić na siebie uwagę ludzi, którzy ich nie trawią. Bo tak moi drodzy! są ludzie, których nie trawimy. Jeżeli chcecie się zabić? Nie mówcie o tym, idźcie i strzelcie sobie w głowę, bo tylko się ośmieszacie. W oczach większości ludzi. Wierzycie, że wiecznie ktoś będzie mówił - nie rób tego. Lecz i takie osoby się kończą. Więc albo żyj i wierz, że życie jest piękne, bo takie jest, tylko nie może istnieć opcja siedzenia na dupie albo zabij się już teraz. Mówicie, że to ludzie was nie rozumieją? To wy nie dajecie się zrozumieć. Płaczecie, że jakaś relacja wam się zepsuła? To proste, sami zjebaliście. Więc skończcie gaworzyć jak niemowlaki i weźcie swoje życie w swoje ręce, albo po prostu idźcie w pizdu.

Największe szczęście - konfrontując z oczekiwaniem stać się lepszą częścią siebie.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Photography

Spośród miliardów ludzi wybieramy jedną. Spośród kilku ulubionych kolorów ścianę malujemy na jeden kolor. Spośród miliardów ulic zawsze docieramy do jednej. Spośród nieskończoności liczb na ulubioną wybieramy tylko jedną. Jak to jest, że samochód ma cztery koła, ale już bez jednego nie jedzie? Spośród dziesiątek bułek w koszyku wybieramy po jednej. Spośród imion na bierzmowanie wybieramy jedno. Nosimy jedne spodnie, jedną koszulkę, jedne majtki, jeden stanik i jedną parę skarpetek, jedne szelki czy jeden naszyjnik. Mamy jeden miesiąc miodowy. Jedno "tak" lub jedno "nie". Posiadamy jedno życie. Mamy jedno zameldowanie. Jeden kolor oczu. Pochodzimy z jednego kraju i jednego miasta czy miejscowości. Piszemy tylko jednym długopisem, jednym ołówkiem, jednym piórem, płacimy jedną kartą za jedne zakupy. Chodzimy do jednej szkoły czy uczelni. Jemy jednym widelcem jeden posiłek i jednym nożem kroimy jeden chleb. Jednym samolotem dolecimy do Anglii. Mamy jeden kryzys i jednego prezydenta. Zawsze mamy tylko jeden pierwszy raz. Jeden spacer z psem. Jeden plik kluczy. Spośród milionów zwierząt uwielbiamy jedną rasę. Pijemy picie z jednej butelki i jednej puszki. Siedzimy przy jednym stole na jednym krześle. Jedna żarówka daje jedno światło. Jeden spinacz trzyma jedne majtki. Jedne słuchawki dają nam jedną rozkosz. Jedna ręka pasuje w jedną rękę. Jeden pryszcz wyłania jedną wielką rozpacz. Jeden mózg pozwala funkcjonować, jedno ciało ma jedną temperaturę. Jedno badanie wykazuje chorobę. Jedna kreska daje ulgę. Jeden język całuje lepiej niż cokolwiek. Jeden sutek daje radość. Jeden telefon daje jeden numer. Jeden krok ma jeden metr. Jedno ale wystarczy na jedną kłótnie. Jedna zdrada, na jeden koniec. Jedno wyobrażenie z jednej wyobraźni. Jedna książka czytana na raz. 
 Więc jak to się dzieje, że zawsze jesteśmy jedni, jako my i zawsze obok jest ktoś, kto również jest jeden. Jak to się dzieje, że z tych jednych wychodzi zawsze dwoje?


Kolejny weekend spędzony ze swoim skarbem, a poniżej obiecane zdjęcia.










niedziela, 19 lipca 2015

Czasami nie wiem czy byłoby lepiej, bez ludzi, zdjęć i świateł

W każdym życiu pojawia się chęć własnej samotności i nie chodzi tu o to, że nie mamy pojęcia kiedy dokładnie nadejdzie czas dla nas. Ludzie są jak GPS, potrzebują głosu, który wybiera im drogę, zawieszają się, podają błędną treść, szukają sygnałów, odnajdują satelitę, restartują się, szukają lektorów, aktualizują się, mają w sobie wiele ulic. Człowieka można porównać do wielu innych ludzi i rzeczy.  I chociaż nikt nie jest idealny w pełni, to zawsze znajdzie się ktoś kto będzie idealny dla nas i choćby nie wiem jak bardzo będziemy się starać taką osobę znaleźć - ona znajdzie się sama. Ludzie są różni, jedni mają kulturę osobistą, inni nie. To dość zabawne, że każdy człowiek jest w stanie podzielić się na kategorie. Ładny, brzydki. Mądry, głupi. Wyluzowany, spięty. Nie wiem ile z tego jesteśmy w stanie sami strawić, ale na pewno jest to możliwe. Udajemy lub nie. Ludzka ciekawość jest dość dziwna, czasami nas powolutku zjada, a czasami sprawia, że chcemy więcej. Mówi się, że to pierwszy stopień do piekła, a może właśnie chodzi o to, że dzięki niej możemy od niego uciec? To zupełnie tak jak z zabobami, ludzie uciekają od czarnych kotów, chociaż nie wiedzą, że kiedyś król zginął po tym jak takowy kotek przebiegł mu drogę. 

poniedziałek, 13 lipca 2015

Czy pozwolisz mi wyjść?

Podłapałam jakąś dziwną formę zaspokajania potrzeb kobiecych i wcale nie chodzi tu o robienie siku, mowa tu o płaczu. Płacz ma to do siebie, że pojawia się gdy stanie się coś niefajnego, ale z jakiej racji siedzę od pół godziny słuchając planeta i uśmiechając się, kiedy ciągle lecą mi łzy. Nie stało się nic strasznego, cały dzień spędziłam w domu i lecą mi łzy. Zatyka mi się nos, tak jakbym płakała, a przecież nie mam powodu. I powiem wam szczerze, że to dobry moment na przemyślenia, bo leci tak sobie głośno rap, oczy mam mokre od słonej wody i myślę, że co by było gdybyśmy nagle poznikali. Jakbyśmy nie biorąc nic, zostawiając dokumenty w domu - wyruszyli gdzieś daleko. Nie zostawiając kartki dla rodziny, nie mówiąc nic nikomu udali się gdzieś, po prostu gdzieś. Ile osób szukałoby nas od początku? A ilu czekałoby kilka dni? Ile osób nie zrobiłoby nic? Ile? Patrząc w niebo i kierując wzrok na okno, powiedziałabym sobie, że to świat jest, i że to on chce mnie dotknąć. Czasami ludzie, którzy nas otaczają, kompletnie na to nie zasługują. Dzisiaj zrobiłam coś, czego sama po sobie się nie spodziewałam, zdałam się na szczerość, jak dawno długo nie. Powiedziałam co myślę i chyba straciłam bliską mi osobę. Bliską, no właśnie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nawet mnie to nie rusza, przyzwyczaiłam się do takiego stanu rzeczy i nie. Nie jest mi przykro. Czasami zbyt długo pozwalamy sobie na obrzucanie nas mylnymi rozmowami. Zbyt często. Tak często, że gdyby podliczyć takie rozmowy wiedzielibyśmy, że to nie to i że nie warto, bo czasami po prostu nie warto. 
Jakiś czas temu mówiłam też, że chociaż nie wiem na czym stoję, wiem na czym będę stać i stoję na tym, na czym pragnęłam stać i jestem dumna i pragnę tańczyć w ciemnościach.
Cały weekend spędziłam ze swoim mężczyzną, organizowałam grilla dla kilku znajomych, bo cholernie miałam chęć na jedzenie z nad węgla. Mój mężczyzna miał małe marzenie, zrobić sobie ze mną zdjęcie, gdy trzyma mnie na swoich biodrach stojąc. Więc poprosiłam Patrycję, żeby wzięła swoją lustrzankę i spełniłam jego marzenie, chociaż oboje byliśmy zmęczeni, śmierdzieliśmy grillem i było mega ciemno coś tam zrobiliśmy, więc jakoś nie długo wstawię tu chociaż jedno zdjęcie. Spędziliśmy ze sobą całą noc obok siebie. Uwielbiam spać mojemu mężczyźnie na klatce piersiowej, albo kiedy ktoś przytula mnie przez sen. A jeszcze bardziej kocham, kiedy wyglądam jak przysłowiowe gówno, a mój facet bez żadnego - powiedź mi - mówi : "wyglądasz ślicznie".

piątek, 10 lipca 2015

Może więcej nie zobaczymy się

Może takich jak my jest więcej, może nie jesteśmy jedynymi ludźmi i może kłamstwem jest, że nie ma podobnych ludzi do nas? Może cała otaczająca nasz rzeczywistość to w rzeczywistości jedno wielkie nic. Może woda nie smakuje jak woda, a cola jest wodą? A może to co czujemy to tylko pozorne emocje, które sami sobie wmawiamy? I kiedy tak myślę, że wszystko co myślę jest bez sensu, zaczynam widzieć w tym logikę. To jak z postrzeganiem małych rzeczy, nie widzimy ptaków, nie zwracamy uwagi na małe szkarłatne zwierzątka biegające pod naszymi stopami i większość rzeczy po prostu nas omija. Dzisiaj, kiedy poszłam z psem i byłam dość dużą odległość od swojego domu zaczął padać deszcz. Nie lubię deszczu. Kręcą mi się włosy, a przecież od prostownicy jestem uzależniona. Zawsze biegnę pod jakiś daszek, zadaszenie czy cokolwiek, a dziś szłam przed siebie, jak gdyby nigdy nic, a krople spadały na moje ciało, włosy i ubrania. Potrzebowałam tego, tylko mój pies nie był zadowolony, bo co chwilę strącał z siebie wodę z nieba. Przeszło mnie uczucie jakbym pozbyła się ciężaru i brudu tego świata. Przecież jednak tak to nie działa, racja? Ostatnio wiele się dzieje, jestem szczęśliwa, ale jak na szczęśliwą przystało zawsze pojawia się coś, co próbuje tą równowagę zachwiać. No i się udało. Jednak Klaudynka należy do silnych i ktokolwiek by się nie starał i w jakikolwiek sposób by próbował, nic z tego. 

niedziela, 5 lipca 2015

Opanowałam kilka miesięcy temu kiedy jeszcze w moim życiu był mój były chłopiec, bo inaczej go z perspektywy czasu nazwać niestety nie można, a właściwie to stety, bo niektórzy nie zasługują nawet na brak szacunku spowodowanym brakiem szacunku...opanowałam skakanie po studzienkach. Zabrzmi to bardzo banalnie, ale skakałam po nich obliczając punkty, które kolejno były dniami. Za zwykłą studzienkę dwa punkty, za klasyczny okrąg jeden, a za żółtą aż trzy. Ślepo wierzyłam, a właściwie wmawiałam sobie, że punkty wymienię na dni spędzone wraz z nim. Wmawiałam sobie, by uciec od miłości, którą darzyłam poprzedniego faceta. Już dziś wiem, że próba stworzenia związku na siłę była kompletną porażką spowodowaną chęcią ucieczki od rzeczywistości i prawdę mówiąc udało mi się na pół roku, lecz nie do końca jestem pewna czy bardziej udało mi się zniszczyć pół roku, czy zyskać jakiś przejaw pozytywu. Jest jedna rzecz, która mnie w pewnym stopniu cieszy, ale jakby nie patrzeć, tylko jedna i reasumując to wszystko, to zaliczyłam porażkę. Uciekałam od mężczyzny wchodząc w ramiona innego. I pomimo, że sądziłam, że jest inaczej, wcale tak nie było. Taka jest prawda. Wszystko działo się tak dziwnie, że mogę powiedzieć kluczowe słowo, które wyraża w tym przypadku naprawdę wiele zdań, słów, wszystkiego - żałuję. Dzisiaj porozmawiałam w pewnym kumplem, z którym kiedyś się przyjaźniłam o jego nowej : "miłości". Dlaczego w cudzysłowie? Otóż dlatego, że Emil zakochany był w dziewczynie, którą znał przy rozpoczęciu związku 6 lat, z którą był dwa lata, pomimo oddzielających ich dwóch tysięcy kilometrów. Bez zapowiedzi przylatywał do Polski i z kwiatkami stawał pod jej drzwiami, a jedyne co mieli to czas, który im przeszkadzał. W końcu zaczęły się kłótnie i brak możliwości rozwiązania sporów twarzą w twarz. Związek się skończył, ale nie miłość. I o to, nagle po bardzo krótkim czasie Emil pakuje się w związek z koleżanką, którą zna długi czas i jak można się domyślić, do tej pory nie robiła na nim zbyt wielkiego wrażenia, skoro przez wszystkie lata nic kompletnie między nimi nie było. Gdzie pojawia się problem? Że tak naprawdę Emil nie chce być z nową dziewczyną, on próbuje uciec, ślepo wierząc, że uda mu się zapomnieć o poprzedniej dziewczynie. Tylko, że tak nic nie działa. W życiu nic nie działa na siłę. Całując nowe usta nie czujesz motylków w brzuchu, smsy pisze się, bo wypada i wszystko jest takie bez sensu. Aż w końcu mówimy sobie, że miłość się pojawiła i tak żyjemy, ale nie ma tu fajerwerków, pokazów gołębi i wszystkich romantycznych duperelek. Prawdę mówiąc, po co zaczynać coś? Co nie ma prawa bytu? Coś, co nie posiada scenariusza? Pewien mój kolega, Daniel, napisał pewną anegdotkę tego jak ludzie zachowują się w związku, a jak po nim i przed nim. Mocno podkreślił, że ludzie wyginają się na każdy sposób by móc powiedzieć, że kogoś mają. Stwierdził, że sztuką bycia ze sobą nie jest kłótnia o składniki na mizerię do obiadu, lecz rzyganie w ten sam sposób i pomimo, że brzmi to dość...okrutnie, taka jest prawda. Może moje słowa brzmią kiepsko, ale kiedy rozmawialiśmy tak z Emilem, bo tutaj wracam do jego historii i mojej także, kiedy tak rozmawialiśmy stwierdził, że taka jest prawda. Że nie ma pojęcia po co to robi. Po prostu jest fajną dziewczyną - stwierdził. Przecież do Ciebie nie pasuje - zaprzeczyłam, a potem po kilku godzinach napisał sam, że mam rację. Że wszystko co powiedziałam na temat jego nowej relacji jest prawdą. I to jest prawda. Ludzie wiją się by z kimś być, by zapomnieć o innych, a to się nigdy nie uda. Bo jak? Czy kiedykolwiek zapomnimy o swojej pierwszej miłości? Pierwszej dziewczynie? Chłopaku? Gdyby każdy był w związku tylko z jedną osobą, to ile par by było na świecie? Sto? Przypomnij sobie pierwszą partnerkę, pierwszego partnera, zapewne był to okres przedszkola lub podstawówki i teraz pomyśl, że spędzasz z tą osobą życie. Niewiarygodne i niemożliwe. Zostawiacie się i już do śmierci zostajecie sami. Dlatego nie warto nic na siłę. Nie warto interesować się byłymi partnerami swoich obecnych partnerów, bo to zazwyczaj zabija zainteresowanie i jakiekolwiek chęci do dalszego budowania czegokolwiek. Ja właśnie tak mam. Patryk był moją odskocznią od poprzedniego partnera. A teraz już wiem, że prawdziwą osobą, która nie jest już odskocznią, jest początkiem, moim małym skarbem jest Lech. Człowiek, którego pomimo krótkiej znajomości, krótkiego stażu naprawdę uwielbiam, do którego mam pewność i mam nadzieję, że szybko nie zobaczycie mojej rozpaczy, bo jak na razie się nie zapowiada. Mam nadzieję, że mam swoje oficjalne szczęście. 
Swoje prywatne "prawie" dwa metry Lecha.




04.07.2015 ♥

czwartek, 2 lipca 2015

Życie toczy się pomału. 
Nie bardzo, życie zapieprza do przodu jak oszalałe. Nie ma dnia, w którym stwierdzę, że życie idzie pomału, że na wszystko będzie jeszcze czas. Wczoraj przekonałam się, że jestem szczęśliwa, gdy moi przyjaciele są szczęśliwi. Kiedyś nie przywiązywałam do tego wagi, najmniejszej. Wczoraj przyczyniłam się po części do spełnienia marzenia Patrycji i cieszyłam się tym, że ona sama bardzo się cieszy. Udało mi się ostatnio podejmować same dobre decyzje i skutki są takie, że jestem szczęśliwa, prze szczęśliwa i to nie tylko ze względu na przyjaciół lecz na samą sobą. Otóż....obok mnie są ludzie, którzy są dla mnie wsparciem, atrakcją, miłością, wszystkim. Wiem, że mogę na nich liczyć, a oni wiedzą, że mogą liczyć na mnie.