wtorek, 25 sierpnia 2015

A pokoju echo powtarzałoby pełne złości - kurwa.

Ostatnio bywa inaczej, dostrzegam więcej, czuje więcej, uśmiecham się więcej i odnalazłam styl, którego szukałam przez całe życie. Akceptuje siebie, nie przejmuję się Bóg wie czym. Ogłaszam wszem i wobec, że moje szczęście rośnie z dnia na dzień. Przeglądam formy każdego możliwego zarobku, wyjazdu i tak dalej. Nie uciekam od tego od czego nie muszę i schodzę z drogi tym, którym schodzić muszę. Mam w dupie wszystkich, którzy nie zasługują na lepsze relacje ze mną. Zawęziłam grono w znajomych, więc nie ma co nastawiać się na większą znajomość ze mną. Chodzę pewnym krokiem. Ze spokojem mogę zamknąć oczy i wiedzieć, że to co chciałam mieć już mam.
I kilka miesięcy temu pisałam
Nie wiem na czym stoję, ale wiem na czym będę stać.

Dziś już wiem. 

niedziela, 23 sierpnia 2015

ok, tak, yes.

Już mi lżej. 
Wczoraj pojechałam pod namioty z rodziną, było naprawdę w porządku, chociaż nie mogłam się skupić, bo dalej martwiło mnie to, co przez kilka poprzednich dni. Tak czy siak pojechałam pod namioty i nagle okazało się, że namiot jest tylko jeden i że w siedem osób śpimy właśnie w tym. 
Chciałam uciec. 
Zostałam. Poszliśmy na plażę, dzieciaki popływały, my wypiliśmy piwo i wróciliśmy by zrobić grill. Ale o to powiadam wam, żeby przenośnego grilla jednorazowego nie kupować, bo głód rośnie szybciej niż trwa rozpalenie dobrze owego "podgrzewacza". Myślałam, że zjem surowe mięso. 
I kiedy już tak siedziałam, brzuch był pełny - dostałam wyczekiwaną wiadomość i wszystkie moje smutki poszły w pizdu i jak nie trudno się domyślić - humor mimowolnie, w jednym momencie skoczył do niewyobrażalnej wysokości i oczywiście banan na mordzie i do telefonu. A co będę sobie żałować! W nocy było zimno tudzież poszłyśmy z ciocią spać do samochodu i obudziłam się z tak bardzo obolałymi plecami, że w środę, bo właśnie tego dnia jadę do Lecha - tego dnia będzie miał ręce pełne roboty! 
Wróciłam i siedzę.
A co!

sobota, 22 sierpnia 2015

Czuję się jak frustrat.

Nie mogę spać. Od kilku dni mam same popieprzone sny. O wojnie, o powieszeniu, o głodzeniu ludzi, o ślubie. Zaczęłam więc sprawdzać znaczenie tych snów i jestem dziwnie zaskoczona, bo to w większości oznacza pozytywne rzeczy. Nawet fakt iż powiesili mnie na stryczku oznacza zmianę sytuacji na lepszą, szczęście i zaszczyt, co dla mnie jest mega dziwne, ale nasza podświadomość to suka i gdy się czymś martwimy nasz umysł wariuje. Nie śpię od wczesnego rana, zaraz idę jeść, a po południu jadę pod namioty. Mam nadzieję, że trochę wyluzuje. Przecież tylko dziś i kawałek jutra. Przecież tylko. 

piątek, 21 sierpnia 2015

Nie wiem jak dalej.

Tęsknie.
Zajebiście.
Wykurwiście.
Kolosalnie.
Niewyobrażalnie.
Tęsknie.

Nie wiem co się dzieje, nie wiem gdzie jesteś, nie wiem co robisz, czy nadal zjadasz pół opakowania płatków na śniadanie. Nie wiem kiedy wracasz i kiedy się widzimy. Nie wiem co mogło się zdarzyć i nie wiem czy świetnie się bawisz. 
Nie lubię bezradności. Chce przeczytać wiadomość z rana, że wszystko w porządku, bo minęły 4 dni i nie klikasz w klawiaturę. Milczysz.
Wierzę, że siedzisz na pomoście i jarasz blanty, a Twoje serce bije w rytm mojego imienia. 
Wierzę, że opowiadałeś o mojej niezgrabnej lecz idealnej dla Ciebie sylwetce. Moich niebieskich głębokich oczach, pokręconych włosach z rana, zaradności i o tym jak blisko siebie jesteśmy. 

Martwię się.
Pisz.
Natychmiast.
Wariuję bez Ciebie.
Wracaj do Polski.
Jeszcze tylko dwa dni.
wdech.
wydech.


czwartek, 20 sierpnia 2015

Warto zawsze próbować raz jeszcze.

 Czasami warto wracać do czegoś co uważaliśmy za zakończone. Wracać do zapomnianych znajomości. Zapomnianych rozmów i wspomnień. Zapomnianych zdań i słów. Czasami warto. Chociaż mawiają, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki, to jestem świetnym przykładem, że warto - chociaż zdrady nigdy bym nie wybaczyła. Wielokrotnie wybaczałam, wracałam do znajomości (nie mylcie z związkiem) i rozrysowując - raz żałuje, raz nie. Nienawidzę sytuacji gdy żałuję swoich decyzji. To nie tak, że uważam, że nie żałuje się niczego w życiu, bo tak nie jest. Wyobrażacie sobie pedofila za kratami zadowolonego ze swoich czynów? Chociaż takich chociaż przecwelą, całe szczęście rzecz jasna. Gdy naprawdę się chce to można, można naprawić wszystko. Zagoić rany i zagnać złe myśli ,ale przede wszystkim trzeba chcieć, a w naszym życiu to dość trudne. 
Wiem jedno, damy radę.


Po za tym odbiegając od przemyśleń to zdarzyło mi się kilka wypadów, jak na Stacze z Łukaszem, Justyną i Adką, czy na Litwę z rodziną nad morze na weekend. 








poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Powinnaś być ze mną, ze mną powinnaś być.

Weekend spędzony naprawdę dobrze. Naprawdę cudownie. W Piątek zawitałam w Suwałkach wieczorem, dokładnie o 20:20 byłam już w ramionach swojego mężczyzny. Kiedy byliśmy w jego domu, zostawiłam rzeczy, pośmialiśmy się i wiele innych wybraliśmy się na kebaby. To chyba już nasza tradycja, że kiedy jestem u niego zajadamy kebaby, w jednym miejscu, zawsze te same, ja mały z łagodnym sosem, a on mega z ostrym. Ja się przejadam, a Lech się nie najada - klasyk. Później zdecydowaliśmy się na piwo i chociaż to nie moje miasto - wiedziałam dokąd pójdziemy. Poszliśmy nad staw, obok stawu mniej więcej 50 metrów od brzegu jest knajpka, zwykły drewniany domek. Lody z Zielonej Budki i rozwodnione piwo z nalewaka. Usiedliśmy przy stoliku, gdzie nad głowami było multum pająków i innego ohydnego robactwa. Siedzieliśmy, piliśmy piwo, patrzyliśmy na siebie. W tle rozbrzmiewała gitara i głos mężczyzny, każdego piątku w wakacje ktoś tam śpiewa. Stary dobry rock, plaża, piwo, mężczyzna warty grzechu i światło na wodzie. Coś cudownego. W międzyczasie dostaliśmy też chipsy od firmy. Piwo skończyliśmy i postanowiliśmy wracać. Wróciliśmy zahaczając o plażę, posiedzieliśmy chwilę na ławce, posłodziliśmy sobie do uszka i wróciliśmy spacerem do domu. Szybki prysznic, przebranie się w jego koszulkę, do łóżka, film, to i owo i sen. Tak. Kocham takie dni. Jednak to nie koniec atrakcji, następnego dnia obudziliśmy się w granicach 12. Mniej więcej o 16 pojechaliśmy na plażę. Ja pojechałam na plaże, to wręcz niedorzeczne. Ja nie jeżdżę na plażę. Ale coś mnie zmusiło, specjalnie nawet wzięłam strój, jednak nie wytrzymaliśmy długo. Po godzinie wróciliśmy do domu. Włączyliśmy film i poszliśmy do miasta. Były dni Suwałk, o godzinie 19:30 grała Halina, mniej więcej przed 21 zagrali bracia. Zawsze, kiedy chodziłam na koncerty, a w tle leciała smutna muzyka, muzyka o miłości, w moim życiu było źle, marzyłam by ktoś stał za mną i czule mnie przytulał. Spełniło się jedno z moich marzeń. W międzyczasie pozwiedzaliśmy stoiska, kupiliśmy scyzoryk i poszliśmy po piwo. Kupiliśmy cztery. Ja niosłam dwa, Lech dwa. Po 200 metrach poprosiłam go, żeby wrócić po reklamówkę. Nie chciałam być szmulicą idącą przez koncert miejski z piwami. I chyba go to ucieszyło. Wróciliśmy skąd przyszliśmy, chociaż postaliśmy chwilę z pewną grupą chłopaków i poszliśmy nad wodę. Wypiliśmy po piwie gadając na pomoście. Było naprawdę świetnie. Idealnie. Wróciliśmy do domu, a w niedzielę leniwie porobiliśmy wszystkiego po trochu. Wróciłam do Białegostoku, ukradłam koszulkę mojego mężczyzny i będę tęsknić dwa tygodnie.
Po za tym usłyszałam z ust mojego mężczyzny, że jestem ideałem. 
Czy może być coś lepszego?




czwartek, 6 sierpnia 2015

Nie rób mi wyrzutów, bo to żenująco smutne.

Lubię ciszę, gdy nie ma nic wokół, kiedy stoję w pół widmo w pełnym zmroku. Czasem lubię usiąść na podłodze w domu, ze słuchawkami, w grubych skarpetach, zieloną herbatą obok. Czasami ludzie gasną w oczach i nie mogą się podnieść. Nikt nigdy nie chce upadać. Kiedy dzisiaj patrzyłam na wyblakłe zdjęcia mojej rodziny, kiedy przeglądałam album ślubny rodziców. Kiedy przed oczami, we własnych dłoniach, miałam chwilę, które już nigdy nie wrócą, nie byłam w stanie powstrzymać łez. Widziałam zdjęcia z biwaków, szczęśliwych rodziców, zakochanych w sobie ich prywatną olbrzymią miłością i nie mogłam przestać płakać przy okazji nie pojmując jak wiele się zmienia. Widziałam uśmiechnięte twarze i czas rzeczywisty, dwa inne domy. Dwie inne rodziny. Kompletne przeciwieństwo widniało tu, a tam. Miałam tępy wyraz twarzy, pusty kubek po herbacie, zwolniło tempo serca, jakby uszło ze mnie życie. Poplątałam myśli, jak nigdy dotąd. Powiesiłam swoje dawne życie na nitce pod sufitem. Nie wiem ile twarzy mignęło przede mną i jak często niebo było błękitne, jak często pojawiały się gwiazdy i kurwa nie mam dobrego dnia. Emocje nie opadają od godziny 19. Próbowałam zwinąć żagiel dzisiejszego dnia w nadziei, że jutrzejszy będzie lepszy. Czekałam na upadek rozbieganych uczuć, ale nic nie przyniosło ulgi. Tętniąca życiem Klaudia - dzisiaj upadła. Nie martwię się jednak. Jestem przepełniona miłością rodziców,  chłopaka, rodziny, przyjaciół. Jestem szczęśliwa, lecz dzisiaj jest dzień, kiedy mam żal do życia. Na siłę zrzucam piętno, które zostawiło mi dotychczasowe. Dzisiaj moje wierne motto, mówiące o tym, że jestem żywym dowodem na to, że można wygrać nie przynosi ani rezultatu, ani ukojenia. Zastanawia mnie jak dużo ludzi nas widzi. Miliony ludzi nas dostrzega, dostrzegają nas znajomi, bliscy, ale ile osób naprawdę nas widzi. Ile osób rozpoznaje nasze załamanie, nasze okrągłe oczy, Nasze loty na mieście i udawane prawdy. Ile osób widzi nas naprawdę? Nie wiem, który już raz zastanawia mnie też fakt tego co czuje osoba, która wygraną widzi tylko u innych. 




Chce porozmawiać z Tobą o trzeciej w nocy.
 - Dlaczego akurat o trzeciej?
Bo jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby kłamać.  

środa, 5 sierpnia 2015

Korytarzem marzeń

Tak często brakuje słów na osoby, które nie zdają sobie sprawy z tego jakie błędy wobec nas popełniają. Otaczają mnie różni ludzie. Mali, duzi. Starsi i młodsi. Anglicy, Polacy i Rosjanie. Zdecydowanie wielu ludzi. Jednak ilość tych ludzi nie ma znaczenia kiedy mowa o moich przyjaciołach. Konfrontacja z moimi najbliższymi zazwyczaj kończy się dobrym, udanym, rozpierdolonym na części pierwsze dniem. Jednak zdarzają się momenty, kiedy pojawia się kolejny, jakiś milionowy zawód na danej osobie i nie mam chęci, najmniejszej chęci na odpisanie na jakąkolwiek wiadomość. Układanka życia leci dalej, a dana osoba powoli staje się dla mnie odległa, bo ile razy można? Jednak Justyna powiedziała, że często i szybko chowam urazę do ludzi, dla których nie powinnam tego robić. Zdarza się. Nie lubię trzymać w sobie syfu, który się nawarstwia. Czasami takie znajomości opierają się na braku chęci powrotu, a i tak kończy się powtórką z rozrywki, za każdym razem. Więc zrobiłam przerwę i zastanawiam się co zrobić, chcieć nie chcieć, tik tak, tik tak.